
Ta mandala powstała płynąc z prawdziwego wydarzenia. Jakiś czas temu przeglądałam facebooka podczas swojej gabinetowej przerwy obiadowej i trafiłam na post pani Emilii Dziubak, który przedstawiał obraz karaluszka na fotelu i opis trudu bycia w procesie psychoterapii. Bardzo mnie to poruszyło. I napisałam wtedy taki komentarz:
"Piękny, bo zatrzymujący dobór ilustracji do Pani opisu doświadczenia. Dziękuję za nie, bo dzięki nim coś sobie uzmysłowiłam.
Pomyślałam: Jak często jest tak, że jako psychoterapeutka jednocześnie słyszę od osoby siedzącej przede mną na fotelu pacjenta, że otwierając swoje najczarniejsze miejsca czuje się jak ten potocznie rozumiany karaluch - "mały, brzydki, podatny na zgniecenie, niechciany, odrażający, zainfekowany, napawający wsrętem i wstydem" i z pełną szczerością widzę (w tym samym momencie) tę osobę - jej wzruszającą mnie wytrwałość, godny podziwu upór, niespotykaną siłę przetrwania, zatrzymującą wręcz umiejętność stawiania czoła takim przeciwnościom które innych by może już dawno zabiły, żywą, nawet jeśli czasem przygasającą nadzieję że jednak warto trwać i mówić, odwagę, złożoność i wypracowaną wręcz ewolucyjnie (bo mozolnie i by przetrwać) umiejętność bycia tu - pomimo to wszystko i walczenia o siebie, tym razem nie aby przetrwać, ale aby pełniej żyć. I Myśląc to pomyślałam, wracając do ilustracji że w sumie karaluszki patrząc sprawiedliwie i poza schematem narzuconym przez ludzkie oko cywilizacji też to przecież mają.
Jako osoba znająca ten stan z doświadczania własnego jak i z pracy z pacjentami, oraz jako osoba której Pani ilustracje i działalność niejednokrotnie rozjaśniały dzień, czy inspirowały do różnych myśli i uczuć - z serca życzę Pani, aby obie te jakości nie znikały - nawet kiedy jest trudno. Na fotelu siedzi lew i karaluch (i pewnie sowa i mały kotek i kapibara i kleszcz i zając - w końcu tyle w nas złożoności...) w całej swojej złożoności widocznej i wprost i nie wprost - nawet jak czasem bywa, że się człowiek utożsami z tym potocznym obrazem niedocenianego, (a przecież jak się bliżej przyjrzeć tak wspaniale upartego na życie) karalucha.
Wszystkiego dobrego 🙂"
Czasami wytwory i efekty kreatywności innych ludzi, jak je tylko wpuścić do serca sprawiają, że nasza kreatywność rusza i tworzy swoje wytwory. Ten opisany przeze mnie obraz wielu zwierzo-osobowości siedzących jednocześnie na fotelu, lub przeplatających się na zmianę w praktycznie każdym z nas (w tym we mnie i w moich Pacjentach w gabinecie) mnie nie opuszcza. Zmaterializował sie wtedy jako słowa ujmujące to, co czułam od długiego czasu. A potem powstała ta mandala 🙂
Z czym Tobie się kojarzy i co otwiera ten temat? Może odnajdujesz w sobie różne jakości, a może masz pewnie bolesne przekonanie, że musisz zawsze być jedną z nich, a inne są niepożądane? W terapii zapraszamy wszystkie. Kleszcza i karalucha też, a nawet pawia i zająca 😉 Jak by to było, gdybyś sam też mógł je w sobie poznać, zrozumieć, przyjąć, a może nawet z czasem na prawdę szczerze polubić? To właśnie siebielubność. Lubienie i akceptowanie całego wewnętrznego stada 😉