
Wstęp
Każdy z nas nosi w sobie historie, które kształtują nasze ciała i dusze. Są to wspomnienia, które nie zawsze są lekkie, ale zawsze mają moc. Moc, która nas zmienia, która wprowadza nas w proces, który nazywamy oczyszczeniem. Ten tomik jest zapisem jednej z takich podróży — 15 dniowego detoksu, który nie tylko oczyścił ciało z tego, co zbędne, ale i otworzył przestrzeń dla tego, co prawdziwe, dla tego, co czekało w ciszy.
Detoks nie jest tylko fizycznym oczyszczaniem, ale również duchowym wyzwoleniem. To proces, który uczy nas cierpliwości, pokory, ale przede wszystkim — akceptacji siebie. Oczyszczenie, które odbywa się w ciszy, w samotności z własnymi myślami, pozwala odkryć to, co przez lata było spychane na bok, zepchnięte w mrok, gdzie nie miało dostępu do światła. To czas, w którym przeszłość staje się nauczycielem, a przyszłość nadzieją.
Wiersze zawarte w tym tomiku to zapis emocji, myśli, i odkryć, które przyszły w trakcie tego oczyszczania. Każdy dzień to nowa przestrzeń, nowa szansa na to, by spojrzeć na siebie z nowej perspektywy. Ciało, które oczyszcza się z alkoholu, staje się metaforą transformacji, którą przeżywa dusza — bo oczyszczenie to nie tylko fizyczność, to także dusza, która pozbywa się zbędnych obciążeń, by móc wreszcie oddychać pełną piersią.
To książka, która opowiada o walce ze sobą, o bólu, który może być początkiem uzdrowienia, o samotności, która staje się przestrzenią do rozwoju. To podróż, która nie kończy się w dniu 15. — to początek nowej drogi, której nie sposób opisać słowami. Wiersze są tylko odbiciem tej drogi, zapisem chwil, które przeżyłam w ciszy, w oczyszczającym ogniu. W tym tomiku nie ma miejsca na udawanie, na sztuczność — jest tylko prawda, która rodzi się z milczenia.
Zapraszam Cię do tej przestrzeni, do tej podróży, do oczyszczenia, które jest nie tylko pozbywaniem się, ale i odkrywaniem tego, co zostało w nas przez cały czas — tego, co czekało, by w końcu móc być ujawnione.
Dzień 1:
Pierwszy krok to cisza, głucha i pełna,
Wspomnienie radości rozbija się w strzępy.
Czuję jak mój organizm drży, jakby wchodził
W nowe ciało – bez pamięci, bez smaku,
Bez wódy, która tak długo mnie karmiła.
Szpitalne ściany są puste, jak pustynia,
Tylko zmysły wciąż szukają iluzji,
A ciało domaga się swego.
Znajduję spokój w tym bólu,
W tym braku, który wypełnia mnie po brzegi.
Nie ma już tego uciekania,
Tego radosnego otumanienia,
Tylko gorzki zapach czystości
I ból, który mówi, że żyję.
Każda kropla potu to walka,
Każda chwila to droga przez ciemność,
I choć jeszcze nie wiem, dokąd prowadzi,
Wiem, że nie wrócę.
Dzień pierwszy mija, jak sen,
Zgubiłam już imiona tych,
Co tu byli przede mną.
Ale ja, tu, teraz –
Znajduję siebie w pustce.
I choć szpitalne światło zbyt ostre,
Nie boję się już tego, co nieznane.
Bo to, co w środku,
To już tylko ja.