
Wstęp
„Cisza, w której rodzą się słowa”
Wśród dźwięków codzienności, w tej wiecznej gonitwie, która zdaje się wykradać z nas to, co najpiękniejsze – zatrzymujemy się. Czasami nie wiemy, dlaczego, ale czujemy, że musimy. Wtedy zaczynamy dostrzegać te ciche tony, które w nas grają. To z nich powstaje poezja – w ciszy, w mroku, w miejscu, gdzie słowa jeszcze nie dotarły, a jednocześnie już istnieją.
Tomik ten jest zbiorem oddechów, chwil zatrzymanych pomiędzy jednym a drugim słowem. To podróż w miejsca, gdzie nie ma definicji, gdzie każdy wers jest nowym pytaniem, a każda strefa mroku staje się przestrzenią dla piękna. W tych wierszach nie ma prostych odpowiedzi, lecz nieustanny proces odkrywania tego, co na pozór niedostępne. To podróż do wnętrza – w głąb siebie, w głąb świata, w głąb tego, co kryje się w zakamarkach duszy.
Cisza, w której te słowa powstały, nie jest pusta. Jest pełna – pełna emocji, zmysłów, myśli, które w swojej subtelności dają więcej niż hałas. Czasami jesteśmy tymi, którzy milczą, czekając na moment, kiedy nasze słowa będą miały sens. Czasami, w tej ciszy, odkrywamy więcej niż w głośnym krzyku. To w milczeniu rodzi się prawda, które nie zawsze jest gotowa, by zostać wypowiedziana na głos.
W tym tomiku każdy wiersz jest jak światło przebijające się przez mgłę. Jak cień, który opowiada swoją własną historię. Jak oddech, który nie jest końcem, ale początkiem czegoś, co wciąż trwa. To opowieści o tym, co niewypowiedziane, ale zawsze obecne, o tym, co skrywa się w cieniach, w cieniu słów, w przestrzeni między dźwiękami.
Czy to możliwe, że w tej ciszy, którą wypełniają słowa, kryje się nasza prawda? Może tak, może nie, ale ta podróż do wnętrza siebie, do wnętrza świata, niech stanie się Twoją drogą. W tej poezji nie ma prostych odpowiedzi, ale jest coś, co można poczuć. Może to, co najmniej zrozumiałe, jest właśnie tym, co naprawdę liczy się w życiu.
Zapraszam Cię do tej podróży, do wierszy, które rodzą się w ciszy, do słów, które są oddechem duszy.
„Nie zapytałeś”
nie zapytałeś mnie, dlaczego nie śpię
gdy księżyc drapie paznokciem szyby
i dlaczego palę papierosa
zamiast dotykać cię w myślach
nie zapytałeś,
dlaczego noszę czerń, choć nie ma pogrzebu
ani dlaczego milczę, gdy opowiadasz mi o dniu
pełnym świateł, które mnie oślepiają
nie zapytałeś,
czemu krzyczę tylko w snach
i czemu tak bardzo boję się światła
które ktoś zostawił w przedpokoju
nie zapytałeś mnie,
czy wszystko dobrze,
bo przecież się śmiałam –
a śmiech, jak wiesz,
zawsze był moją ulubioną maską
nie zapytałeś
o bliznę na nadgarstku,
którą zasłaniam bransoletką,
ani o ten list w szkatułce,
pisany dla nikogo
nie zapytałeś mnie
czemu trzymam ręce przy ciele
jakby bały się dotknąć
własnej historii
a przecież mogłeś
mógłbyś jeszcze teraz
ale już milczę tak mocno
że nawet moje ciało przestało szeptać