
Wstęp do "Łobuz i Wariatka: Alchemia Nocy"
W nocy nie wszystko jest tym, czym się wydaje. To czas, kiedy świat odwraca się do nas tyłem, a cienie stają się równie prawdziwe jak światło. To moment, w którym zapomniane marzenia wznoszą się na skrzydłach ciszy, a dusze zaczynają tańczyć w rytmie zaklęć, które jeszcze nie zostały wypowiedziane. Tu, wśród mroku, gdzie rzeczywistość zlewa się z iluzją, dwie postacie – on i ona – stają na granicy światów. Łobuz i Wariatka. Dwoje ludzi, którzy nie boją się być tym, kim są, bez zniekształceń, bez maski. Z jednym pragnieniem – dotknąć tego, co niewypowiedziane, zrozumieć to, co niepojęte, zniszczyć wszystko, co próbuje ich zdefiniować.
W ich sercach płonie ogień, który nie potrzebuje wiatru, aby rozprzestrzenić się po ciemnych zakamarkach ich dusz. Ich miłość, jak zaklęcie rzucone na świat, jest dzika i nieokiełznana, pełna sprzeczności – tak niebezpieczna, jak pożoga, ale równocześnie tak piękna, jak pełnia księżyca na czarnym niebie.
"Alchemia Nocy" to tom, w którym wszystko, co znane, zanika, a każda strona jest jak zaklęcie – niepojęte, namiętne i pełne przemian. To opowieść o dwóch osobach, które wiedzą, że nie mogą być niczym innym niż sobą, nawet jeśli to oznacza przetrwanie w świecie, który nie rozumie ich języka. O miłości, która nie zna granic, o buncie, który tli się w ciemnościach, o zaklęciach, które mogą zmienić wszystko, ale nigdy nie pozwalają na powrót.
Witaj w świecie, gdzie czas nie istnieje, a magia jest w każdym oddechu, każdym spojrzeniu, w każdym kroku postawionym w mroku. To alchemia nocy, gdzie każdy z nas staje się częścią tajemnicy, której nigdy do końca nie rozwiążemy.
Wiersz I – Ognisko w sercu nocy
W mroku, gdzie zmysły zacierają się w cieniu,
rozpoczynał się rytuał nieznanych imion.
Ziemia była gorąca, a niebo chłodne jak dotyk wiatru,
a oni stali na krawędzi zapomnienia.
On – z ogniem w oczach, jakby nosił w sercu
zgliszcza starych miast, które wciąż płonęły.
Ona – z uśmiechem pełnym skradzionych chwil,
jakby w jej duszy istniał cały wszechświat.
Wokół nich tańczyły iskry, żar rozświetlał
płonące rytmy na ich ustach,
a czas zniknął, jakby nigdy nie istniał,
gdyż dla nich liczyło się tylko to, co w tej chwili.
Z dłoni wypływał dym, a w sercu pękały
kamienie, które zamieniały się w wino.
Ona tuliła w sobie błysk słońca,
a on oddychał nocy kurzem.
Wszystko było możliwe – nawet śmierć stała się grą,
a oni śmiali się, gdy patrzyli w gwiazdy.
Chciał ją uszczypnąć, by sprawdzić, czy jest rzeczywista,
ale ona już dawno przestała być z ciała.
W jego oczach widziała miasta, które jeszcze nie zostały zbudowane,
a w jej sercu paliły się rzeki, których nikt nigdy nie przepłynął.
Pod stopami ścierały się cienie, jakby świat był jedną wielką iluzją,
a oni grali w niej główną rolę, zapomnieli o czasie.
Kiedy patrzyła na niego, czuła, jakby wszystko wokół
miało wybuchnąć w tej chwili, a jedynym,
co nie uległo zmianie, był ich taniec.
Jego palce, delikatne jak świt, tańczyły na jej skórze,
zostawiając ślady, które mogłyby rozświetlić ciemność.
Ich magia była prostą sztuką –
rozmawiali w języku, którego nie znał nikt,
a jednak wszyscy go słyszeli.
To, co tworzyli, nie miało początku ani końca,
bo oni byli początkiem i końcem świata,
w którym zasypiali tylko ci, którzy nie wiedzieli,
jak oddychać pod wpływem prawdziwej mocy.