
Wstęp
W sercu każdej z nas drzemie ogień. Nie ten, który spala i niszczy, ale ten, który tworzy, który rozpala duszę, wyzwala siłę i nadaje sens istnieniu. Wśród cieni codzienności, w mroku niepewności, płonie iskra – ogień kobiecości. To on sprawia, że potrafimy tańczyć w deszczu, krzyczeć, gdy słowa milczą, i milczeć, gdy cała reszta świata krzyczy. Ogień, który w nas żyje, nie jest przemijalny. On staje się częścią naszej tożsamości, płynnie zmieniający się w formie, ale nigdy nie gaśnie.
W tym tomiku zapraszam Cię do podróży po labiryncie tej nieokiełznanej siły. Każdy wiersz jest jak iskra, która zapala w Tobie nowy ogień, która dotyka tej tajemnej części kobiecości, o której zapomniano, która została skryta, uciszona przez świat zewnętrzny, ale nigdy nie zgasła w sercu. To ogień, który rządzi nie tylko w chwili pełni, ale również w ciszy, w smutku, w lękach – w każdej emocji, która budzi nas do życia.
„Ogień Kobiecości” to tomik, który nie boi się głębokich, bolesnych pytań o sens istnienia, o nasze miejsce w świecie, o naszą niezależność i naszą wrażliwość. To tomik o twórczości, o pasji, która nie jest tylko aktem artystycznym, ale sposobem na życie. To zapis ognia, który nie tylko płonie, ale tworzy z popiołów, odnajduje światło w mroku.
Każdy wiersz to nie tylko słowa. To wołanie, to pożar, który nie spali wszystkiego, ale odkryje piękno w tym, co ukryte. Bo kobiecość, jak ogień, nie jest czymś, co można zamknąć w ramy. Ona płonie, rzeźbi, rozświetla ciemność. I choć zewnętrzny świat często pragnie ją stłumić, jej siła zawsze znajduje drogę.
W tym zbiorze odnajdziesz nie tylko moją pasję, ale i Twoją – bo ogień, który płonie w każdym z nas, nie jest tylko moim, ale także Twoim. To ogień, który łączy, który nie boi się wyzwań, który pozwala żyć w pełni, kochać bez strachu, tworzyć bez ograniczeń.
Wejdź więc w ten ogień. Otwórz serce na płomienie, które przenikają słowa. Bądź częścią tej niezwykłej siły, która nie ma końca. Ogień kobiecości jest tu – w Tobie, we mnie, w każdej z nas.
I. Narodziny płomienia
Byłam iskrą, drżącą w zamkniętych dłoniach,
błagającą wiatr, by nie zgasił mnie w pół kroku,
lecz los nie zna litości dla tych, co boją się płonąć.
Ogień się nie rodzi w ciszy, lecz w trzasku,
w pęknięciu skóry, w żarze pod powiekami,
w oddechu ciężkim jak burza przed deszczem.
Najpierw byłam ledwie ciepłem –
szeptem żaru, ukrytym w popiele,
ale noc była głodna, a ja byłam pragnieniem,
więc wgryzła się we mnie, rzuciła w płomienie.
Nie było odwrotu – albo spłonę, albo stanę się ogniem.
A więc wstałam, naga, wśród iskier i dymu,
w oczach błyskały mi węgle zapomnianych snów,
skóra rozgrzana do białości, słowa ostre jak ogień,
który raz dotknięty, nigdy już nie zapomni,
jak to jest żarzyć się w czyichś myślach.
Szłam przez świat, zostawiając ślady popiołu,
a oni patrzyli – z zachwytem, z lękiem, z pożądaniem,
bo nie sposób przejść obojętnie obok kobiety,
która płonie własnym światłem,
która nie prosi, by ktoś ją ogrzał.
Zbudowałam siebie na ogniu i bólu,
na słowach szeptanych mi nocą do ucha:
Bądź grzeczna, bądź cicha, bądź tłem.
Nie. Nie jestem tłem. Jestem płomieniem,
który wypala kłamstwa i ogrzewa prawdę.
I nie ma już chłodu, który mógłby mnie zamrozić.
Nie ma rąk, które mogłyby mnie posiąść.
Bo kiedy kobieta staje się ogniem,
świat płonie razem z nią –
albo uczy się tańczyć wśród płomieni.