
Wstęp do tomiku "Zakręcona"
Poznałam ją niedawno.
Nie rzucała się w oczy – chyba że wiało w niej wyjątkowo mocno.
Była jak szkic ołówkiem – delikatna, a zarazem zdecydowana, zostawiająca ślady tam, gdzie się pojawiała.
Zakręcona. Nie dlatego, że zagubiona, lecz dlatego, że wciąż się kręciła – wokół emocji, pasji, chwil i niedokończonych zdań.
Ma 50 lat. Po architekturze.
W jej domu nie ma ciszy – są śmiechy dzieci, kredki, zapach papieru i kawy.
Uczy plastyki, ale tak naprawdę uczy, jak widzieć świat.
Jak patrzeć nie oczami, ale wnętrzem.
Uwielbia rysować. Fotografuje, by zatrzymać to, co ulotne.
I ma las w sercu – bo to tam oddycha naprawdę.
Ten tomik to nie zbiór wierszy.
To mapa emocji kobiety, która przeszła przez wiele – i nadal idzie.
Która czasem płacze w aucie, a czasem śpiewa przy otwartym oknie.
Która kocha, bo inaczej nie potrafi.
Która nie potrzebuje wielkich słów, by wyrazić wielkie uczucia.
„Zakręcona” to jej świat.
Nie do końca prosty.
Nie zawsze zrozumiały.
Ale szczery, głęboki i piękny w swojej nieregularności.
Wejdź do niego.
I jeśli choć jeden wers poruszy coś w Tobie – zostaw mu miejsce.
Bo może właśnie tego potrzebowałaś. Albo potrzebowałeś.
WIERSZ I — „Pięćdziesiątka z linijką duszy”
Mam pięćdziesiąt lat
i żaden z nich nie był przypadkiem.
Każdy to kreska w moim szkicu,
każdy to cień dobrze dobrany.
Jestem po architekturze —
ale bardziej projektuję ludzi
niż budynki.
Może dlatego uczę dzieci
jak rysować własne serce pastelą.
Znam proporcje.
Wiem, ile trzeba łez, by zbudować ciepły dom,
ile światła w cieniu, by portret nabrał głębi,
ile marzeń w człowieku, by nie zgasł.
Mam w dłoni aparat —
nie po to, by łapać kadry,
ale by zapamiętać spojrzenia,
które coś we mnie ruszają.
Fotografuję mury,
ale kocham pęknięcia —
tam wchodzi światło,
tam rodzi się prawda.
Dzieci patrzą na mnie jak na dziwną planetę,
która pachnie kawą i tuszem.
Czasem śmieją się z moich dziwnych słów,
ale potem wracają —
bo wiedzą, że widzę w nich coś więcej.
Rysuję nocami —
kiedy wszystko milknie,
a moje palce jeszcze pamiętają dotyk papieru.
To wtedy powstają kobiety z włosami jak gałęzie
i chłopcy z oczami jak światło poranka.
Nie jestem klasyczna.
Nie jestem modna.
Ale jestem prawdziwa.
I to mi wystarcza.
Moje życie to kolaż —
z porzuconych szkiców,
zdjęć bez filtra
i dziecięcych kartek z napisem
„Pani jest jak sztuka, co żyje”.
I może właśnie tak chcę istnieć —
zakręcona, nie do końca prosta,
ale z każdą linią
rysowaną z serca.